“Położna na medal” to kampania społeczno-edukacyjna, która już 9 lat zwraca uwagę na kwestie związane z jakością opieki okołoporodowej oraz zaangażowaniem i roli położnej w życiu kobiety i jej rodziny. W drodze głosowania przez pacjentki, wyłaniane są 3 najlepsze położne ogólnopolskie i po jednej najlepszej położnej z każdego województwa. Do konkursu położne mogą zgłosić się same, a także zgłaszane są przez swoje pacjentki oraz ich rodziny.
Aby przedstawić wam sylwetkę “Położnej na medal” z Pomorza, przeprowadziliśmy wywiad z Małgorzatą Kupiec, która opowiada o swoje drodze zawodowej i codzienności położnej rodzinnej.
Z Małgosią rozmawiała Anna Felska.
Cieszę się, że znalazłyśmy czas na chwilkę rozmowy, bo chyba dobrze wnioskuję, że niełatwo jest uzyskać chwilę wolnego położnej, prawda?
Małgosia: Jeśli pracuje się na pełen etat, to rzeczywiście tego czasu jest mało. Na tym ta praca polega, że jeśli pacjentka potrzebuje naszej opieki, to do niej jedziemy. Jeśli potrzebuje rozmowy, to udzielamy na przykład teleporady. Właściwie cały czas jesteśmy pod telefonem. A do tego musimy zajmować się również dokumentacją pacjentek. Nie wszystko widać na zewnątrz, ale każda ta czynność zajmuje sporo czasu.
Jak więc wygląda taki typowy dzień pracy położnej Małgosi? O której wstajesz?
Każdy dzień jest inny i to jest dla mnie cudowne, ponieważ sama sobie ustalam grafik wizyt. Zajęcia szkoły rodzenia i ich godziny oczywiście są ustalone odgórnie. To co mnie dodatkowo ogranicza to żłobek i szkoła moich dzieci, które wpływają na mój grafik. Ale generalnie staram się wstawać około 7:00-8:00, potem ogarniam dzieciaki, a następnie jadę “w teren”. Kawka i śniadanko zazwyczaj po drodze. Staram się ustawić grafik pacjentek rejonami, aby nie jeździć więcej niż 10 km między pacjentkami.
Grafik ustalam sobie zawsze w weekend, aby wszystkie wizyty w miarę możliwości były zaplanowane, jednak w trakcie tygodnia zawsze jeszcze jakieś kolejne wizyty dochodzą. Staram się jeździć dziennie co najmniej do trzech pacjentek, a mój rekord do dziewięć.
Zajęcia szkoły rodzenia prowadzę zazwyczaj cztery razy w tygodniu. Jednak zdarza się również, że prowadzę zajęcia online, to wtedy mam zajęcia od poniedziałku do piątku o 17:00 lub 18:00.
Jak to się stało, że zostałaś położną? To był twój wymarzony zawód?
Jeszcze w gimnazjum wymyśliłam sobie, że zostanę lekarzem. Zawsze byłam bliżej kobiet, lepiej czułam się w środowisku kobiet, dlatego myślałam o ginekologii. No ale później trudno było dostać się na kierunek lekarski, głównym problemem była u mnie fizyka. Także drugi wybór padł na położnictwo. Nie mam w rodzinie położnej, niewiele wiedziałam o tym zawodzie ale na pewno nie był to przypadek. Odnalazłam się w tym już na pierwszym roku studiów i wiedziałam już, że to jest “to”.
Więc od ilu lat jesteś położną?
Zaczęłam pracę od razu po licencjacie, więc już prawie 15 lat.
Gdzie pracowałaś przez ten czas? Jakie doświadczenie zdobyłaś?
Prawie przez cały ten czas pracowałam w szpitalu. Po drodze kończyłam jeszcze studia magisterskie. Potem jeszcze pracowałam w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym jako asystent, później jako instruktor, gdzie miałam też zajęcia praktyczne ze studentami na oddziale w szpitalu. Po urlopie macierzyńskim po urodzeniu drugiego dziecka stwierdziłam, że powrót do pracy w szpitalu na oddziale, gdzie są dyżury po 12 godzin, nocki, święta, to już nie dla mnie. Dlatego zaczęłam rozglądać się za pracą w szkole rodzenia. Na początku miało to być nieśmiałe pół etatu, ale tak się rozkręciłam, że szybko stało się to pracą na pełen etat i bardzo mi się to podoba.
Wspomniałaś, że również jesteś mamą. Czy to własne doświadczenie macierzyństwa, jest cenną pomocą w tej pracy?
Uważam, że to bardzo cenna pomoc. To nie jest obojętne, czy ktoś ma własne dzieci, czy nie. Położna, która jest mamą, potrafi zrozumieć ciążę, to co się podczas niej dzieje, to co przede wszystkim dzieję się z psychiką kobiety przez hormony i tak dalej. W ogóle jak kobieta uwrażliwia się na różne rzeczy, nawet na swoje wnętrze, podświadomość. No i doświadczenie samego porodu. Ja miałam dwa porody skrajnie od siebie różne. Pierwszy bardzo zmedykalizowany, w szpitalu, którego nie wspominam dobrze. Do drugiego porodu przygotowałam się znacznie lepiej. Przy pierwszym myślałam sobie, że pozjadałam wszystkie rozumy jako młoda położna i że nie potrzebuję szkoły rodzenia. A potem jak już odpowiednio się przygotowałam, to była zupełnie inna jakość porodu. Udało mi się urodzić w domu bez żadnej medykalizacji.
Poruszyłaś temat porodów domowych. Czy poród w domu jest dla każdego?
Nie, absolutnie nie jest dla każdego. Przede wszystkim od strony fizycznej, ciąża musi być na sto procent fizjologiczna. To znaczy, że badania przed porodem muszą być wszystkie prawidłowe i kwalifikacja do porodu domowego musi być naprawdę szczegółowa, nie może być żadnych odstępstw od normy. I od strony psychologicznej samej kobiety rodzącej, ale także osoby towarzyszącej. Czy to będzie partner, siostra, przyjaciółka, mama, to taka osoba też musi być bardzo dobrze przygotowana psychicznie i fizycznie. Kobieta powinna być wolna od wszelkich lęków dotyczących porodu i macierzyństwa. Wszystko musi być dobrze poukładane i w głowie i w serduszku, żeby po prostu się nie przyblokować. Taki poród, w którym nie mamy wspomagaczy sztucznych z zewnątrz, żeby przebiegał fizjologicznie, to nie może nam przeszkadzać głowa.
Jak możesz ocenić jako położna poziom edukacji kobiet w ciąży w Polsce?
W przeciągu ostatnich kilku lat świadomość kobiet i personelu medycznego, czyli m.in. położnych w szpitalach czy w szkołach rodzenia, na pewno się zmieniła. Program edukacji w szkołach rodzenia nie zmienił się, ale podejście na pewno już tak. Uczymy już m.in. parcia spontanicznego. technik hipnoporodu, czy korzystamy z wsparcia fizjoterapeutki uroginekologicznej. To są rzeczy, których wcześniej nie było, a na pewno nie na tak dużą skalę.
Zatrzymując się na podejściu położnej, to jakie twoim zdaniem powinna mieć cechy dobra położna?
Na pierwszym miejscu na pewno są empatia i cierpliwość. To pierwsze co przychodzi mi do głowy. Kobiety po porodzie potrzebują osoby kompetentnej, doświadczonej, która pomoże w konkretnym problemie (np. laktacyjnym czy z noworodkiem). Ale też potrzebują tego zrozumienia, nieoceniania, poczucia, że mogą być sobą, swobodnie, że mogą płakać, że mogą czegoś nie wiedzieć. Często pacjentki właśnie mówią taki tekst “wiem, że wygaduję głupoty”, a ja wtedy odpowiadam “dobrze, może pani wygadywać, nie ma problemu”. Niektóre panie, ale też panowie, widać już na zajęciach, że po prostu potrzebują się wygadać, a położna oczywiście musi wysłuchać. Czasami też mają bardzo dużo pytań, ale my od tego jesteśmy i wizyta nie powinna odbywać się z zegarkiem w ręku, tylko naprawdę położna powinna poświęcić ten czas.
Mówisz o cierpliwości. Ale czy miewasz takie momenty, kiedy jej zwyczajnie brakuje? Albo masz gorszy dzień?
Gorszy dzień niekoniecznie. Jakoś tak jest, że nawet jeśli się nie wyśpię, czy zdrowie niedomaga, to jak jestem w kontakcie z drugim człowiekiem, to po prostu mam od razu więcej energii. Wiem, że nie każdy tak ma, ale ja tak reaguję, że kontakty międzyludzkie odbieram pozytywnie. Odkąd moja młodsza córka chodzi do żłobka, to mam w sobie taki spokój ducha i czerpię większą przyjemność z tej pracy.
Czujesz się spełniona zawodowo?
Bardzo. Ale tak naprawdę spełniona zawodowo czuję się od roku, odkąd zaczęłam pracę w szkole rodzenia Supermama. Wcześniej praca w szpitalu mnie po prostu męczyła. Oczywiście były fajne momenty, ale zmiany po 12 godzin, często w nocy, niewyspanie, to było ciągłe zmęczenie fizyczne i psychiczne. A teraz idąc do pracy dostaję “powera” i naprawdę życzę każdemu takiej pracy, która dodaje energii.
Zawód położnej wymaga od was też ciągłego poszerzania wiedzy prawda?
Tak, ja również orientuje się w kwestii różnych kursów, trzeba być na bieżąco. Aby zrobić specjalizację z neonatologii, czekałam dwa lata aż uzbiera się odpowiednia grupa. W najbliższym czasie rozpoczynam kurs certyfikowanego doradcy laktacyjnego, a w przyszłości również myślę o kursie ordynowania leków i wypisywania recept oraz o kursie monitorowania dobrostanu płodu. A poza tym biorę udział w różnych webinarach, warsztatach, dużo czytam, do tego dochodzą konferencje, szkolenia. Ciągle pojawiają się nowe techniki i trzeba być na bieżąco.
Czy w twojej dotychczasowej pracy zdarzyła się taka historia, która szczególnie zapadła ci w pamięć?
Ciężko przytoczyć jedną. Z pracy w szpitalu jednak bardziej przychodzą mi na myśl te smutne historie. Praca na oddziale o trzecim stopniu referencyjności, czyli OIOM noworodka, patologia noworodka i wcześniaki, to często trudne historie, które nie zawsze kończyły się dobrze. Natomiast podczas wizyt patronażowych i pracy w Supermamie, to na pewno pamiętam wdzięczność pacjentek. Było wiele pacjentek, którym czułam, że naprawdę pomogłam. Takie uczucie na pewno pozostaje w serduszku na dłużej.
Jak przyjęłaś wiadomość o tym, że zostałaś “Położną na medal” w województwie pomorskim?
Powiem szczerze, że nie było to dla mnie zaskoczenie (śmiech). Dlatego, że liczbę głosów można było śledzić na bieżąco w internecie na stronie Położna na medal. Więc trochę obserwowałam co tam się dzieje. Oczywiście, to było bardzo miłe. Najpierw otrzymałam telefon z gratulacjami od organizatorów konkursu. Później wyniki pojawiły się na ich profilach i na stronie.
Czy to wyróżnienie jest dla ciebie dodatkową motywacją?
Dla mnie ta praca jest motywacją samą w sobie. Na pewno odbieram to jako taki wyznacznik, fajny feedback tego co robię. Że po prostu nadaję się do tej pracy, bo pacjentki są zadowolone, a to jest taki namacalny, mierzalny tego dowód. Doceniam to, że moim podopiecznym chciało się wejść na stronę, oddać głos, więc chyba w ich pamięci zostałam i wywarłam dobre wrażenie. A przecież po to się to wszystko robi. To nie jest praca, którą wykonujemy dla pieniędzy, tylko to jest praca bliska człowiekowi.
Dziękuję ci bardzo za rozmowę. Gratulujemy wyróżnienia i życzymy dalszych sukcesów!
Dziękuję również.
Autor: Anna Felska