Jak donosi Super Express do niecodziennej sytuacji doszło na szpitalnym korytarzu szpitala w wielkopolskiej Trzciance. Mąż przyjął poród swojej żony, gdy nie zdążyli dojść na porodówkę. Ich córeczka jest cała i zdrowa.
To był trzeci poród Pani Emilii, ale nikt nie spodziewał się, że przebiegnie on tak szybko. W nocy obudziły ją skurcze i od razu wraz z mężem Marcinem udali się do pobliskiego szpitala w Trzciance. Tam na Izbie Przyjęć pani Emilia wiedziała, że poród będzie lada moment. Skierowano ich na porodówkę, jednak nie zdążyli do niej dotrzeć. Pani Emilia zaczęła rodzić na szpitalnym korytarzu.
Mąż zachował zimną krew
Gdy na korytarzu pani Emilia poczuła skurcze parte, wiedziała, że nie zdąży dojść na porodówkę. Zdjęła spodnie i położyła się na podłodze. Jak opisuje pan Marcin, nie zdążył zdjąć żonie butów i płaszcza, główka była już widoczna. Zaczął wołać o pomoc, ale zanim ktoś ich usłyszał, mąż musiał odebrać poród. – Zdjąłem kurtkę położyłem na podłogę i chwyciłem główkę. Malutka nie otwarła oczu, więc od razu myśli kłębiły się, czy ona żyje. Na korytarzu nie było dobrego oświetlenia, malutka otworzyła oczy i zaczęła płakać – mówi w rozmowie z Super Expressem. Dodał również, że od razu położył córeczkę na brzuchu jej mamy, a następnie zjawiła się szpitalna pomoc.
Pomogła wiedza ze szkoły rodzenia
Pan Marcin przyznał, że przydatna była wiedza, którą nabył na zajęciach szkoły rodzenia. Mimo, że razem z żoną uczęszczali na nią pięć lat wcześniej, pomogło mu to przyjąć poród mimo ogromnego stresu.
Rozalka urodziła się zdrowa, a zarówno pan Marcin i pani Emilia, jak i personel szpitala, na długo zapamiętają ten niezwykły poród.